Serial, który potrafi zauroczyć. I to nie tylko w przenośni,
bo od początku po napisy końcowe jest przesiąknięty magią. Jest dziewczyna,
która przeniosła się do świata baśni, są Księżniczki, którym trzeba było pomóc,
jest książę zamieniony w psa i jest też czołówka, którą uwielbiam do dziś. Nie pamiętam jak to się stało, że odkryłam
„Dziesiąte Królestwo”. Liczy się to, że do dziś pamiętam opening. Wprowadzała
on idealnie do świata baśni i czarów. Współczesne miasto, utwardzane drogi, sięgające
nieba wieżowce, wszystko to, cała ta otaczająca nas zwyczajność pod wpływem
magii małej wróżki zmienia się w baśniową krainę, pełną soczystej zieleni,
zamków ze złotymi dachami, ogromnych wodospadów. Może trochę rozbuchana, jednak
nie da jej się nie kochać.
Parę lat później pojawia się inny serial. Jednak czołówka tutaj wygląda inaczej. Trwa zaledwie parę chwil, jednak to wystarczy by odpowiednio zadziałać na wyobraźnię. Każdy kilkusekundowy filmik jest odrębny, ukazuję inna historię, która przedstawiana jest w serialu. Utrzymana w ciemnych, zgaszonych barwach powoduje uczucie niepokoju. Jednak jest to przyjemny niepokój, bo choć trochę straszna to nadal utrzymana w magicznym klimacie, który powoduje lekki dreszczyk i chęć zagłębienia się w historię.
Parę lat później pojawia się inny serial. Jednak czołówka tutaj wygląda inaczej. Trwa zaledwie parę chwil, jednak to wystarczy by odpowiednio zadziałać na wyobraźnię. Każdy kilkusekundowy filmik jest odrębny, ukazuję inna historię, która przedstawiana jest w serialu. Utrzymana w ciemnych, zgaszonych barwach powoduje uczucie niepokoju. Jednak jest to przyjemny niepokój, bo choć trochę straszna to nadal utrzymana w magicznym klimacie, który powoduje lekki dreszczyk i chęć zagłębienia się w historię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz