sobota, 23 listopada 2013

God Hates Fangs




Ile ludzi widziało „True Blood”, tylu pyta: „Jak taka dobra czołówka może otwierać tak beznadziejny serial”. Nie może, bo według mnie obie te wartości są równorzędne. I czołówka i serial są wspaniałe. Każdy na swój sposób. 


Intro pokazuje Luizjanę: tandetne blondynki, przygodny seks na stole bilardowym, tanie obskurne knajpy, bójki w barach, brudnych ludzi, ogłupienie religijne i rozkładające się zwłoki pożerane przez robactwo. 
Ta czołówka udowadnia, że wulgarność, bród i smród potrafią być piękne. 
Obraz ma w sobie coś tak przyciągającego, że ile razy się go widziało, tyle razy znajduje się coś nowego. Jest to jeden z najlepszych przykładów montażu, pracy kamery i dopasowania muzyki do klimatu pokazywanych obrazów 
(Jace Everett „Bad Things”). Czołówka nie zawiera żadnej sceny z filmu, czy przybliża bohaterów, nie pokazuje też miejsc, w których toczy się akcja. 
Tylko klimatem i sugestiami nawiązuje do tego, o czym jest sam serial.